Muzyka

poniedziałek, 5 października 2015

Rozdział 2: Lepsze miejsce

Szybkim chodem poszedłem do domu, uważając na wszelkie przeszkody oraz spacerujących ludzi. Wyjąłem klucze i wszedłem przez drzwi, idąc po swoje przebranie łącznie z bronią. Wyjąłem je z szuflady, gdzie też pozostał strój boksera po moim ojcu. Bez chwili wahania uzbroiłem się, zmieniając w Daredevila. Wyposażyłem się w pałki i rękawice, wychodząc przez wejście na dach.
Kilka minut później, znalazłem się na górze, nasłuchując syren, by znaleźć sprawcę niepokoju funkcjonariuszy. Usłyszałem ich o wiele więcej, niż wcześniej. Do policji dołączyła straż i pogotowie. Jednak ktoś coś krzyknął, co mnie przeraziło.

-On uciekł! Powtarzam! Wilson Fisk uciekł! Przeszukajcie miasto!- krzyczał policjant przez przenośne radio

Cholera. Doszło do najgorszego. Za szybko udało mu się uciec. Nasuwa się jedno pytanie. Kto stoi za tym? Postanowiłem pobiec, szukając drania. Co jakiś czas musiałem zwolnić, gdyż ból przez blizny na brzuchu dawały o sobie znać.
Długo biegałem po dachu, aż zatrzymałem się po jakim kwadransie. Usłyszałem dźwięk, hamującego auta. Ciężkie opony, więc pewnie furgonetka więzienna. Aby upewnić się, czy faktycznie w niej był Fisk, wytężyłem swój słuch, słysząc trzy inne bicia serca, choć te ostatnie wydawało się umierać. Jeden strzał w głowę i pozostały dwa życia. To musiało być z ręki wroga.

-Upewnij się, że nikt nas nie śledził- odezwał się zgrubiały głos, co należał do zbiega

Z wrażeń, aż poczułem, narastający strach wraz z przyspieszonym biciem serca. Bałem się o Foggy'ego i Karen. O moją rodzinę, bo sami niewinni ponoszą śmierć. Ja i Fisk byliśmy temu winni, więc nie mogłem pozwolić na kolejne ofiary. Nie potrafiłem patrzeć, jak miasto cierpi przez niego. Musiałem coś zrobić. Musiałem stać się Daredevilem.

-Dziękuję ci za pomoc. Jesteś niezastąpiony- uśmiechał się, co było wyczuwalne ze sporej odległości

-To ja dziękuję za wszystko- odszedł, zamykając bodajże walizkę z pieniędzmi

Miałem okazję go dorwać. I wykorzystałem to. Od razu zeskoczyłem na dół, wyjmując pałki w gotowości do walki.

-Tym razem nie uciekniesz

-Miałem zamiar powiedzieć ci to samo- zaśmiał się, odwracając, by odejść

-Stój!- krzyknąłem, skacząc na jego twarz z pięściami

Niestety zostałem powstrzymany przez ninja. Niemożliwe. To była pułapka. Bezmyślnie sam w nią wpadłem. Mogłem się tego spodziewać.
W powietrzu pojawiło się ostrze, więc zrobiłem natychmiast unik, robiąc salto w powietrzu. Przeciwnik był szybki, że znów zamachnął się ostrzem i tym razem, nie zdołałem uniknąć ciosu. Trafił celnie w brzuch. Wrzasnąłem z bólu, lecz walczyłem dalej. Wymachiwałem pałkami, próbując trafić w wroga.
Nagle zauważyłem, że po Fisku nie było żadnego śladu. Musiał wykorzystać walkę do odwrócenia uwagi.

-Przeklęty drań! Uciekł!- ponownie uderzyłem pałkami, aż oberwał w twarz, którą tak zasłaniała maska

Nawet nie poczuł uderzenia i z silną werwą miotał bronią. Próbowałem unikać ostrzy za wszelką cenę. Jednak ponownie oberwałem, ale teraz ucierpiały plecy. Lekko nogi się pode mną ugięły. Poczułem, jak chce wymierzyć cios, lecz nie pozwoliłem na trafienie. Zdołałem złapać za łańcuchy od ostrzy, by rzucić na niego jego własną broń. Z pół obrotu wyrzuciłem oręż, która boleśnie drasnęła go w brzuch, a cały metal był owinięty wokół ciała. Lekko zacisnąłem, aż sam wrzasnął z bólu, kiedy ostrza wbiły się przez skórę. Dobiłem przeciwnika po twarzy z pięści, aż stracił przytomność. Zniknąłem szybko na dach. Liczyłem, że jeszcze dorwę Fiska, nim ktoś krzyknie po pomoc, ale tak słabo, że nikt tego nie usłyszy. Może przez chwilę, ale nie na tyle długo, by został ocalony.
Uważnie nasłuchiwałem się przeróżnym dźwiękom oraz głosom. Miasto tętniło życiem, lecz w każdej chwili, to mogło się zmienić.
Postanowiłem wrócić do domu, by upewnić się, że Foggy wraz z Karen są cali i zdrowi. Nie usłyszałem już żadnej syreny, co mnie uspokoiło. Chwilowo.
Gdy wróciłem do domu, poczułem czyjąś obecność. Wrogą obecność. Ta postać nie odezwała się ani jednym słowem, ale była tam. Była i na coś czekała.

-Podobno nie boisz się śmierci- przemówił złowrogim tonem, jak wtedy

-Fisk?- sparaliżowało mnie ze strachu, aż nasunęła się myśl o bezpieczeństwie przyjaciół

-Znasz moją tożsamość, więc raczyłbyś przedstawić swoją- podszedł bliżej

-Jestem Daredevil. Tyle powinieneś o mnie wiedzieć. Wynoś się stąd, albo...

-Albo co? Zabijesz mnie? Ninja dał ci nieźle popalić, a poza tym, chyba nie chciałbyś, by pannie Paige spadł włos z głowy?- głos zabrzmiał tak, jakby planował coś okrutnego wykonać jeszcze tego samego dnia

Znowu stałem sparaliżowany z tego samego powodu. Nie wiedziałem, czy blefował, a nie mogłem zaryzykować. Rzuciłem się na niego, bijąc drania po twarzy. Dałem upust całej złości, która była pozostałą energią do walki. Nie bronił się, co było podejrzane.
Nagle usłyszałem dźwięk przeładowywania broni, aż przeszedł dreszcz po plecach. Przyszedł uzbrojony. Nie miałem zamiaru się dobrowolnie poddać i uderzałem dalej. Uderzałem najmocniej, jak się da.

-Oboje chcieliśmy, by Hell's Kitchen było lepszym miejscem, ale nie wystarczy ono dla nas dwóch. Powinniśmy się pożegnać, więc żegnaj- wymierzył bronią i nastąpił strzał

Zdołałem go uniknąć, lecz wystrzelił następny. Używałem pałek, by odbijać je i bronić się przed kolejnym pociskiem. Zamiast tego, odbiły się, trafiając w okno, które rozprószyło się w powietrzu. Jeszcze przez kilka minut działo się to samo. On strzelał, przeładowując kolejny magazynek, a ja unikałem następnych strzałów. Jednak powoli zacząłem tracić siły i już nie dawałem rady. Nie udało mi się zrobić uniku na czas. Oberwałem dwoma pociskami, gdzie jeden drasnął brzuch, a drugi akurat musiał być wbity u dołu nogi pod kolanem.

-Nie myśl sobie... że to koniec- zdołałem wykrztusić z siebie, upadając z łomotem na ziemię

-A co chciałbyś zrobić, Murdock?- spytał ciekaw, chowając broń

-Co?! - byłem w szoku

-Tak. Wiem, kim jesteś, choć z początku jedynie się domyślałem- zaczął wyjaśniać

- Jak to możliwe?- wciąż nie mogłem uwierzyć, że również znał moją sekretną tożsamość

-Obserwowałem ciebie i wszystkich, na których ci zależy. Dzięki tobie, teraz są na celowniku. Jednak jestem pod wielkim wrażeniem, że mimo ślepoty, potrafisz skopać tyłek. Cóż, na mnie już pora, ale najpierw...

Chwycił mnie i wyrzucił przez inne okno, które było z początku w całości, lecz później rozsypało się w drobny mak. Po raz kolejny upadłem i musiałem wstać. Ostrożnie wstawałem, czując ból na całym ciele. Krwawiłem. Nie mogłem iść do Claire, by narazić niepotrzebnie ją na niebezpieczeństwo, a poza tym, mieszkała na skraju dzielnicy. Nim doszedłbym, wykrwawiłbym się na śmierć. Jedynym wyjściem było wrócić do domu i zadzwonić do niej.
Podpierałem się ścian, by nie upaść. Najgorszy ból był przy ruchu lewą nogą, która to właśnie została trafiona kulą. Powoli szedłem po schodach. Z trudem trzymałem się poręczy, stawiając ostrożnie kroki.
10 minut później, znalazłem się pod drzwiami mieszkania. Były otwarte i mogłem wejść. Miałem nadzieję, że Fisk się stamtąd zmył. Nie wyczuwałem jego obecności. Nikogo tam nie było. Pozbyłem się maski, a ze stolika wziąłem telefon. Wybrałem głosowe wybieranie numeru do Claire. Czekałem, aż się odezwie.

-Mówi Claire. Kto dzwoni?- spytała zaniepokojona

-To ja... Matt. Przyjedziesz mnie... pozszywać?- ledwo spytałem i upadłem na podłogę

-Matt, jesteś tam? Matt!- podniosła ton z przerażenia na sam dźwięk upadku

-Przyjedź- wycedziłem przez zęby i opuściłem telefon

Byłem sam, pogrążając się w mroku pewnego wspomnienia. Zacząłem sobie przypominać rozmowę ze Stickiem, gdy się pojawił po latach. Nie było go ponad dwadzieścia lat i tak znikąd powrócił do Hell's Kitchen. Potrzebowałem ojca, a on wojownika. Oboje się zawiedliśmy, ale dał mi do myślenia, jeśli chodzi o moją misję. Jednak nigdy nie chciałem tego zrobić, co kazał. Nie chciałem się posunąć do czegoś, czego bym później żałował. Nie przeżyłbym popełnienia najgorszego błędu w życiu, bo Foggy i Karen są moją rodziną, za którą walczę w tej walce, gdzie prawo nie zdoła wygrać z niesprawiedliwością.

- Masz przyjaciół, którym na tobie zależy?- spytał ciekaw, czy mam coś do stracenia

-Tak, dwoje- stwierdziłem

- Uwolnij się od nich dla ich dobra. Jeśli musisz, złam im serce, byle szybko- doradził

- Nie zrobię tego- zaprzeczyłem

-Więc będą cierpieć, a ty umrzesz


----***----

Wiem, że na pewno będą się pojawiać błędy, ale chyba was nie zrażą do dalszego czytania. Muszę ogarniać dwa blogi, a jeszcze są inne sprawy. Jednak liczę, że komuś się podoba i skomentuje. Aha, a rozmowa Sticka z Mattem pochodzi z odcinka 'Stick' .

4 komentarze:

  1. Przeczytałam wszystko co tu napisałaś i jestem pod wrażeniem. Tak samo jak ty jestem fanką Marvel'a, ale twoje opowiadanie dosłownie mnie zmiażdżyło. I to jeszcze na podstawie serialu Daredevil... Od razu mówię, że obejrzałam film, lecz skusiło mnie i przeczytałam. Muszę gdzieś znaleźć i obejrzeć serial. Zainteresowałaś mnie swoim opowiadaniem.
    Lubię twój styl jaki piszesz... jest wspaniały, w przeciwieństwie do mojego, który jest beznadziejny. To sprawia, że z wypiekami na twarzy będę czekać na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam.

    P.s. Zapraszam do mnie, jeśli będziesz zainteresowana moimi wypocinami.
    http://rehabilitation-by-avengers.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy taki komentarz, aż się chce pisać dalej. Mało, kto zna serial Daredevil i pisze ff po polsku, dlatego podjęłam wyzwanie. Oczywiście dzięki, że czytasz i wpadnę z chęcią do cb :)

      Usuń
    2. Cóż... jak wspominałam wcześniej, obejrzałam kiedyś film o Daredevil, więc zaciekawiona postanowiłam wpaść i poczytać to co mi twój blog przyniesie. Można powiedzieć, że to powrót do czasów mojego dzieciństwa.

      Usuń
    3. To fajnie. Ja tam wolę Iron Mana, ale po obejrzeniu serialu, spodobał mi się też Daredevil. Kocham Marvel

      Usuń