Gdy otworzyłem oczy, odczułem wszelkie rany, jakie wcześniej zostały mi zadane. I te stare po Nobu i po poprzednim starciu z wrogiem oraz jego przyjacielem ninją. Krew już nie wylewała się z ciała, a ból nie był, aż tak silny, jak wtedy. Jednak wiedziałam, że nie zostałem sam. Wyczułem obecność Claire. Po raz kolejny uratowała mi życie.
-Dziękuję, Claire- byłem jej wdzięczny, że mogłem znowu przeżyć
-Lepiej uważaj na szwy, bo znowu się zerwą. Niedawno wróciłam do Hell's Kitchen i zamiast iść do pracy, ty mi dzwonisz, żeby cię pozszywać. Myślałam, że żartujesz, ale nie mogłam tego zignorować- doradziła, lecz w jej głosie można było usłyszeć lekkie podirytowanie
-Stęskniłem się za tobą, ale wolałabym, żebyś wyjechała na trochę dłużej, bo Fisk znowu jest na wolności- poprosiłem, martwiąc się o nią
-Żartujesz? Przecież kilka dni temu mówiono, jak został aresztowany. Co ty kręcisz, Matt?- dopytywała z niedowierzaniem
-Fisk uciekł. A myślisz, że kto mnie tak urządził? On i jakiś ninja. Dorwę go i nie pozwolę, by zwiał! Tacy, jak oni, powinni...- w porę się pohamowałem, myśląc o przekroczeniu granicy
Na język posuwały się najgorsze słowa, określające Fiska. W pewnej chwili, pomyślałem, żeby go zabić, chociaż nie mogłem pozwolić, by targały mną emocje. Nie chciałbym zrobić czegoś głupiego. Powinienem się skupić na byciu prawnikiem, a drugą "pracę" zostawić na później. Jednak Hell's Kitchen mnie nadal potrzebowało, więc musiałem dopilnować porządku.
Nie chciałem czekać na kolejną tragedię, więc postanowiłem wstać i sprawdzić, czy przyjaciele nadal siedzieli w kancelarii. Claire zauważyła moje zdenerwowanie. Jak miałbym być spokojny, jeśli największy zabójca spokojnie stąpa po ziemi?
-Leż i nie próbuj wstawać. Nie jestem pewna, co do twoich obrażeń wewnętrznych, dlatego masz tu być- nalegała, choć chciała poprosić o posłuszeństwo
-Nic mi nie jest. Bardziej przejmuję się Foggy'm i Karen. Muszę się upewnić, że nic im nie grozi- wyjaśniłem jej swój niepokój, który nie pozwalał w spokoju myśleć
-Foggy'ego niedawno widziałam, jak stał pod kancelarią- odparła spokojnie, zakładając opatrunki na brzuch
-A Karen?- dopytałem z poddenerwowaniem, bo pamiętałem jeszcze, czego się wcześniej dowiedziałem
-Uspokój się. Nic się nie stało. Na pewno jest w domu albo gdzieś na mieście- po raz kolejny próbowała dawać powody, by niczym się nie przejmować
-Fisk coś kombinuje! Czuję, zbliżające się kłopoty- zacisnąłem pięść i nie potrafiłem złagodnieć, by nie pokazywać swojego strachu
Po kilku minutach, miałem opatrzone wszystkie rany. Ponownie podziękowałem jej za pomoc, gdy spakowała swoje narzędzia chirurgiczne wraz z opatrunkami i wyszła z budynku. Słyszałem, jak zamyka drzwi. Od razu chciałem pójść do kancelarii dla upewnienia się, że Foggy razem z Karen nadal tam siedzieli. Ledwo zdołałem usiąść na kanapie, uważając na szwy w okolicy brzucha, które mogły zerwać się w najgorszym momencie, ale ból był silnie odczuwalny. Jednak udało mi się jakoś stanąć na nogi.
Chwyciłem za laskę, żeby ułatwić sobie chodzenie, a przy okazji nie upaść. Uważnie stawiałem kroki w stronę drzwi, aż mogłem zejść po schodach, by wyjść z budynku.
Niespodziewanie, w głowie pojawiły się najgorsze z możliwych myśli, jak Fisk zabija brutalnie moich bliskich przez zadanie ciosu nożem lub uduszenie, a ciała wrzuca do morza. Nie w całości, tylko poćwiartowane w workach. Wtedy poczułem się słabo, lecz utrzymałem równowagę.
Ostrożnie szedłem po chodniku, zważywszy na tłum ludzi, którzy byli rozproszeni w każdym kierunku, a ich serca biły w różnym tempie. Większość była zdenerwowana, co mnie nie dziwiło przez ucieczkę Fiska. Zresztą, to jest Hell's Kitchen, więc strach zawsze wyjdzie z cienia.
Dość szybko sam go przegoniłem, licząc na tą spokojną myśl, że będzie dobrze.
Dotarłem do kancelarii w pół godziny przez osłabienie spowodowane samą walką i brakiem optymizmu ze względu na uciekiniera. Otworzyłem drzwi, sprawdzając, czy ktoś tam był. Poczułem zapach męskiej wody toaletowej, którą zwykle pachniał mój przyjaciel.
-Foggy, jesteś tam?- spytałem dla pewności, przechodząc nieco bliżej biurka, skąd wyczuwałem woń
- No w końcu wróciłeś. Stary, martwiłem się o ciebie. Tak szybko wyszedłeś i nic nie mówiłeś, Już chciałem dzwonić, ale dobrze, że jesteś- ucieszył się na mój widok, aż byłem święcie przekonany, że z nikim innym nie rozmawiam, jak z nim
-Wybacz, ale musiałem coś sprawdzić- podszedłem do krzesła i usiadłem
-Znowu nie wyglądasz za fajnie. Naprawdę kupimy ci psa, skoro po raz kolejny stykasz się z każdym koszem na drodze- zaśmiał się, lecz szybko spoważniał, przyglądając się bardziej, jak przez ból pojawił się grymas na twarzy
-Powinienem bardziej uważać. Po prostu się zamyśliłem- podrapałem się w głowę, wymuszając lekki uśmiech, ale musiałem ukryć, że kłamię, a prawdziwą prawdę zatajam
-Ha! Matt się zakochał! A kim jest ta wybranka serca?- klasnął dłońmi głupawo się, uśmiechając
-Karen- powiedziałem zgodnie z prawdą, bo bardzo mi na niej zależało, dlatego zmartwiłem się, co Fisk powiedział
Foggy stał osłupiały w szoku, czego się dowiedział. Musiałem się do tego przyznać. To akurat nie był, aż tak wielki sekret, więc mógł go poznać. Przez chwilę milczał, ale na tyle krótko, że znowu stał się rozmowny. Jednak zamiast mówić o niej, ponownie skupił się na widocznych śladach walki. Bez wahania walnął prosto z mostu. Nie wiedziałem, skąd takie zdenerwowanie w nim.
-Ktoś cię pobił? Matt, proszę cię. Nie wierzę, że znowu się przewróciłeś. To nienormalne- zaczął odkrywać kamuflaż kłamstwa
-Każdemu się zdarza, ale nie martw się. Nikt mnie nie pobił. Powiesz mi, gdzie jest Karen?- próbowałem go uspokoić, by mi uwierzył, a sam miałem obawy
-Mówiła, że musiała wrócić do domu. Nie czuła się najlepiej. Wy oboje coś kręcicie. Powiesz mi, co tak naprawdę się stało?- wyjaśnił zgaszony, choć miałem wrażenie, że chciał krzyknąć
Kiedy już przez myśl przeszło mi powiedzenie o całym sekrecie, usłyszeliśmy wybuchy. Padliśmy na podłogę, aż okna się rozbiły. Foggy był przerażony, co było wyczuwalne po szybkim biciu serca. Również odczuwałem to samo, ale bardziej złość na tego, kto był odpowiedzialny za eksplozję w mieście. Ten sam sprawca, co kiedyś wysadził w powietrze magazyny pełne heroiny.
Poczułem piekielny ból w nodze, że nie potrafiłem wstać.
-Matt, nic ci nie jest? Co to było do cholery?!- zmartwił się przyjaciel
- Nie wiem, ale żyję- powoli podnosiłem się, ale nadal były wybuchy, więc czekałem, aż to się skończy
- Pomogę ci- przeniósł mnie, trzymając za ramiona, żebym mógł być bliżej ściany, gdzie było bezpiecznie przed siłą następnych wybuchów
-Dzięki, Foggy- syknąłem z bólu, czując, jak noga boli o wiele bardziej, niż wcześniej, choć nie była złamana
-Nie ruszaj się stąd! Zobaczę, czy ktoś nie potrzebuje pomocy, a potem mi powiesz wszystko, co chcę wiedzieć!- rozkazał podirytowany moim zachowaniem, lecz również zmartwił się, co się stało z moją kończyną, a eksplozje nie ucichły, ale w głębi duszy na pewno chciał, by się skończyły
-Czyli, co dokładnie?- dopytałem ciekaw, ale tak naprawdę wiedziałem, o co mu chodziło
-Prawdę, Matt. I tylko prawdę! - odpowiedział, podkreślając poważnym tonem ostatnie zdanie, nim wybiegł pomóc rannym
Na mieście jeździły bardzo szybko rożne służby z włączonymi syrenami. Gdzieś w tle było słychać, jak płacze dziecko, a jego matka krzyczy po pomoc. Słyszałem też nieco w oddali komunikat, mówiący o poszukiwaniu zbiega. Wszelkie jednostki zostały zaangażowane w poszukiwania, ale niektóre szukały sprawcy ataku. Liczyłem na szybkie wpakowanie drania z powrotem do celi.
Zamiast myśleć o bólu miasta i wszelkich ranach, zadzwoniłem do Karen. Chciałem upewnić się, że nie ucierpiała. Na szczęście odebrała. Mówiła dosyć dziwnym głosem, jakby była pijana.
-Karen, jesteś cała? Gdzie jesteś? Martwimy się o ciebie- lekko skłamałem, bo Foggy nie wspomniał, czy się o nią martwi
-Nie przejmuj się. Wszystko gra. Zadzwonię później. Papa- odparła pijana, rozłączając połączenie
---**---
No i się jakoś udało napisać ten rozdział, a uwierzcie, że nie było łatwo. I co się wam podoba? Czekam na komentarze. Aha i pojawił się pewien kłopot z regularnością notek. Dodam, jak rozdział będzie sprawdzony i gotowy. Dziś jest szybko, ale z następnymi będzie o wiele gorzej. Życzcie weny :)
Rozdział trzymał się w napięciu... co mi sprawiło, że było świetnie. Takie powinny być opowiadania mówiące o komiksach Marvel'a. Liczę że Matt powie przyjacielowi prawdę o swojej "profesji"
OdpowiedzUsuńCzekam na next.
Cieszę się, że ci się podobał. No raczej Foggy pozna prawdę w najbliższym czasie. Nn niebawem. Dzięki za komentarz :)
Usuń