Muzyka

środa, 14 października 2015

Rozdział 4: Cienie


Nie podobało mi się zachowanie Karen. Ostatnio dość dziwnie się zachowywała. Wiedziałem, że coś chciała przed nami ukryć, a ja musiałem powiedzieć Foggy'emu o całym sekrecie.
Jednak, zanim to miało nastąpić, próbowałem wstać o własnych siłach, by się z nią zobaczyć. Skoro była pijana, co rozpoznałem po głosie, pewnie siedziała w barze u Josie.
Gdy już byłem na nogach, usłyszałem trzask drzwi. Foggy wrócił, więc teraz zacznie się prawdziwe przesłuchanie. A może zdołam jeszcze przed nim ukryć Diabła?

-Nie ruszaj się stąd! Nie pozwolę, żebyś gdziekolwiek poszedł w takim stanie!- krzyknął wściekły, choć nie byłem przekonany, dlaczego tak bardzo się zdenerwował, bo przyczyn mogło być wiele

-Foggy, uspokój się. Nic mi nie jest. Są jacyś ranni?- próbowałem go uspokoić, ale on nadal miał przyspieszone bicie serca

-Tylko kilka osób, ale na szczęście nikt nie zginął. Dobra, musisz mi wyjaśnić, co do każdego szczegółu, co przede mną ukrywasz? Jestem twoim najlepszym kumplem, partnerem w pracy i traktujesz mnie, jak brata, więc mam prawo znać prawdę, tak?- nieco złagodniał, czekając na moją odpowiedź

-Trochę nam to zajmie- podrapałem się w głowę, uśmiechając głupawo

-Po prostu mi powiedz, co mam wiedzieć i nie wykręcisz się, Matt- poprosił, lecz raczej nalegał na całkowitą szczerość

I jak zwykle, Foggy miał rację. Miał prawo znać prawdę, ale Karen powinna być utrzymana w niewiedzy. Tyle, że obecnie była na celowniku Fiska wraz z jego ludźmi, którzy pozostali mu wierni. Bezpieczeństwo przestało istnieć.
Postanowiłem wyjaśnić mu krótko, kim jestem, co robię i dlaczego to ukrywam. Jednak obawiałem się, że albo mnie nie zrozumie albo uzna za wariata, który kłamie, bo boi się powiedzieć jedynie i wyłącznie samej prawdy.
Zapomniałem chyba wspomnieć, że mój spowiednik również zna tą drugą twarz, jaką jest wcielenie w Daredevila. W końcu musiałem komuś przyznawać się do swoich zamiarów. Nadeszła kolej na przyjaciela. Pora skończyć ten cyrk z błędnym kołem, bo im więcej będzie kłamstw, tym bardziej nasze relacje staną się kruche, niczym lód i rozpadną się na małe kawałki, których nie uda się od razu ułożyć. Tego chciałbym uniknąć za wszelką cenę. Zależy mi na nich, dlatego muszą poznać wcześniej, czy później, kim się stałem. Nie mogłem dłużej na to czekać. Lepiej, żebym ja im powiedział, niż ktoś inny.

-Chyba mi nie uwierzysz, co ci powiem- nadal nie miałem ułożonej wypowiedzi, którą zrozumie bez problemu

-To zależy, co masz mi do powiedzenia- jego serce znowu biło o wiele szybciej, niż normalnie

- Jestem... Jestem... Daredevilem- ledwo zdołałem wydusić z siebie i jedynie czekałem na jego reakcję, choć mało to prawdopodobne, że z łatwością uwierzy, a miałem mu jeszcze wiele do powiedzenia

-Haha! Żarty jakieś? Jak ktoś ślepy może znać starożytne sztuki walki i dawać ostrego łupnia, skoro nic nie widzi?- śmiał się, ale spodziewałem się takiej reakcji, a moje zdolności przy "ślepocie" były czymś nienormalnym

-Wiedziałem, że tak będzie. A to myślisz, że skąd mam te rany? Właśnie z tego, jak walczyłem z Fiskiem od razu, gdy odkryłem jego ucieczkę z więzienia-  starałem się wyjaśnić, do czego doszło, aż miałem wrażenie, że musiałbym zacząć historię typu "od zera do bohatera"

Teraz zamilknął, analizując całą sytuację. Czułem, że nie był jeszcze gotów oswoić się z moim sekretem. Jak mam wyjaśnić niedowiarkowi o swoich zdolnościach? To będzie twardy orzech do zgryzienia, ale sam chciał wiedzieć, dlatego kontynuowałem ujawnianie tajemnicy Diabła kawałek po kawałku, by miał czas na przemyślenie. Chciałem, żeby zrozumiał, jaki ciężar muszę dźwigać, a nie mogłem tak po prostu ze wszystkiego się wyspowiadać. Powoli będzie odkrywał tajemnicę.

-Foggy, ja nie jestem ślepy, jak ci się wydaje. Przez chemikalia, które dostały mi się do oczu, wyostrzyły się zmysły, a świat widzę w ogniu. Wiem, jak to dziwnie brzmi, ale obiecałem mówić prawdę, więc musisz wierzyć mi na słowo, że tak jest- wyjaśniłem jeden z elementów zagadki, co był zbyt zawiły do zrozumienia za pierwszym razem

-Nie rozumiem, Matt. Chcesz powiedzieć, że nie jesteś ślepy? Ty widzisz?! A ja ci współczułem! Jak mogłeś kłamać?!- czuł żal oraz wściekłość się w nim gotowała

- Foggy, to nie tak...- nie zdołałem dokończyć, gdy wtrącił się w pół zdania, aż miał ochotę bardziej podnieść ton głosu z rosnącego gniewu

-A jak?! Przez cały ten czas kłamałeś! Nie mogłeś mi po prostu zaufać?! Przecież nikomu nie powiedziałbym tego!- podkreślił stanowczo ostatnie zdanie, biorąc głęboki wdech, by opanować nerwy

-Nie wiesz tego! Fisk zabiłby każdego, by dotrzeć do mnie! Nie mogłem wam powiedzieć prawdy, ale teraz on wie, kim jestem i jesteście w strefie ognia! Foggy, nie chciałem tego. Nie chciałem, by miasto cierpiało, dlatego wkładam maskę w celu zwalczania niesprawiedliwości w Hell's Kitchen. Pewien starzec o imieniu Stick, nauczył mnie, jak walczyć, a dobrze wiesz, że mój ojciec nigdy tego nie chciał- tym razem, to ja podniosłem ton, lecz szybko złagodniałem, wprowadzając go w głąb tajemnicy

-Chciałem mieć przyjaciela, a teraz się okazuje, że nigdy go nie miałem. Pomyślałeś, co powiedzieć Karen? Też się domyśli, bo coś kręcisz i wymówka z kolejnym potknięciem na ulicy ci nie pomoże- wyjaśnił z jeszcze większym żalem, dowiadując się ciągu dalszego całej tej tajemnicy, której tłumaczenie zaczęło zmierzać ku końcowi

-Przepraszam, Foggy. Popełniłem błąd i naprawdę żałuję, że przed tobą ukrywałem całą tę szopkę. Po prostu martwiłem się o was- czułem się okropnie, a na twarzy wyraziłem żal wraz ze smutkiem

Wstałem z ziemi, siadając na kanapie, by mieć większy kontakt z przyjacielem, który zaczynał wątpić w istnienie tej naszej więzi, jaka się utworzyła sprzed kilku lat na studiach prawniczych i pierwszych praktykach u Landmana i Zacka. Miałem wrażenie, że go stracę i nigdy nie naprawię tych relacji, co dały początek działalności kancelarii, a dzięki temu poznałem Karen. Nigdy nie żałowałem, wybierając właśnie ten, a nie inny kierunek. Nie chciałem z nikim innym dzielić swoich pomysłów i tego budynku, tylko z Foggy'm Nelsonem.

-Zginiesz, jeśli będziesz dalej w to brnął, Matt. Nie mam zamiaru patrzeć na twoje samobójstwo!- wyraził wprost, czując jego spojrzenie, patrzące na moją pobitą twarz i chciał mnie przekonać do zmiany nocnego zajęcia, czyli całkowite porzucenie maski

-Myślisz, że, porzucając tę tożsamość, kto powstrzyma Fiska i innych? Kto będzie stał na straży prawa, jeśli policja nie zdołała ocalić Eleny? Nie żyjemy w takim świecie, jaki miałby być. Miałby być sprawiedliwy, a ja staram się jedynie zmienić coś na lepsze. To nie fair, że takie gnidy, jak on, pozostają przy życiu, a niewinni umierają w tej walce!- zacisnąłem pięść, lecz w porę pohamowałem energię pełną złości, by nie posunąć się do gorszego słownictwa, czy głupich decyzji

- Pamiętasz Marshalla? "Nie możemy godzić się na obojętność. Nie możemy godzić się na strach". I to był powód, by zacząć działać. Kiedyś słyszałem jednej nocy, jak mała dziewczynka płakała, a jej ojciec ją molestował i prawo nie mogło pomóc. Wtedy pierwszy raz włożyłem maskę i poczułem, że mogę spokojnie zasnąć- opowiedziałem mu, jak to się zaczęło

-Zabiłeś go?- spytał z ciekawości, a mnie zaskoczyło te pytanie, bo nigdy nie podejrzewał, że mógłbym się do czegoś takiego posunąć

-Nie. Skończył, jedząc przez słomkę ponad miesiąc w szpitalu, ale niedawno chciałem zabić Fiska za śmierć Eleny i Bena. Za dużo jest ofiar. Nie mogę na to patrzeć! Nie mogę! Po prostu kiedyś... Ja kiedyś przekroczę tę granicę- zawahałem się, a przez krzyk dałem do zrozumienia, że nie jestem obojętny na krzywdy, co się ostatnio wydarzyły w mieście

-Chcesz pójść za kratki? Co ci to da, że zabijesz jedną osobę? Będą gorsi od niego, a ty będziesz mordercą. Nie będę w stanie ci spojrzeć w oczy, a szczególnie nazwać człowiekiem, jeśli powtórzysz to samo, stając się potworem- próbował coś wyjaśnić, podkreślając ostatnie słowo tak wyraźnie, że bez problemu usłyszałem, co miał do przekazania i już nie był wściekły, a bardziej zmartwiony

Oddech mu się zmieniał, a serce biło wolniej, że w końcu był na tyle spokojny, żeby zaakceptować prawdę. Jednak zastanawiałem się, co mu powiedzieć, by nie uznał mnie za jakiegoś szaleńca, który wszelkie problemy jedynie rozwiązuje przez siłę.
Gdy chciałem coś mu powiedzieć, on po prostu wstał i zmierzał do wyjścia.

-Foggy?- zdziwiłem się jego zachowaniu

-Zostaw mnie w spokoju- trzasnął drzwiami i wiedziałem, że popełniłem błąd

---***--

OK, Więc, jak już mówiłam na blogu W sieci, zawieszam bloga z różnych powodów, ale liczę, że nie było tu chaosu, bo ciężko było ułożyć tę rozmowę. Na razie będzie przerwa, ale liczę, że ktoś skomentuje. Niebawem tu wrócę. Mam taką nadzieję.

2 komentarze:

  1. Ja jakoś tego nie zauważyłam... a może to przez dysleksję. Nie mam pojęcia. Tylko szkoda że zawieszasz. Bo chciałabym wiedzieć co z przyjaźnią Matt'a i Foggy'ego. Cóż... tak bywa, ale mam nadzieje, że wrócisz do blogów.
    Więc powodzenia, wypocznij.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba kilka błędów się znajdzie, ale trudno. No niestety został zawieszony. Nie wiem, kiedy wrócę. Dzięki za przeczytanie :)

      Usuń